Dzisiejszy post będzie pierwszym w kategorii „Mój punkt
widzenia”. Jakiś czas temu obejrzałam nagranie z DDTVN, w którym to poruszony
został temat lektorów w filmach. Wiem, że spora część społeczeństwa jest
przeciwna lektorom, ja postanowiłam przyjrzeć się temu bliżej i stwierdzić czy
lektor w filmach to dobry czy zły pomysł. Nie czekając przechodzę do pisania na
temat lektorów, napisów, kłótni na forach oraz dorzucających swoje 3 grosze (o
zgrozo!) politykach.
Napisy jako skuteczna forma nauczania?
I tak, i nie. Osobiście bardzo lubię oryginalną ścieżkę
dźwiękową, dlatego, że mogę usłyszeć głos moich ulubionych aktorów i uczyć się
różnych akcentów. Jednak nie myślcie, że jestem przeciwniczką lektorów. Wbrew
pozorom wnoszą naprawdę wiele do filmu. Trzymają zazwyczaj równe tempo z
oryginalnymi kwestiami i są dokładniejsze w tłumaczeniu. Wróćmy jednak do
nauki. Czy film z napisami edukuje? Cóż, mam mieszane uczucia. Jeśli ktoś nie uczył
się nigdy danego języka, załóżmy angielskiego, to obawiam się, że napisy nic
nie zdziałają. W takim wypadku trzeba chyba zacząć od filmów dla dzieci z
kwestiami typu „My name is (…)Repeat”. Poza tym weźmy pod uwagę uwielbiane przez
widzów kino akcji. Chyba nie muszę mówić, że kwestie wypowiadane przez
bandziorów jak ”Fuck you Man!” nie są zbyt edukacyjne, a w takich filmach
spotykamy się z tego rodzaju wypowiedziami non stop. Minusem jest bardzo częsta niezgodność
pomiędzy wypowiadanym tekstem, a jego tłumaczeniem w napisach. Poza tym dzieci
w wieku 6-7 lat oglądające filmy familijne nie dadzą rady oglądać, czytać i
jeszcze analizować o co chodzi w jednym momencie. Faktem jest jednak, że dzięki
filmom bez lektora osłuchujemy się z językiem i podłapujemy pojedyncze słówka. Uczenie
się z filmów jest świetnym pomysłem jeśli chcemy wykorzystać język w praktyce.
Żeby poznać teorię, zasady i poprawne składnie polecam inne metody.
Napisy, a starsi od nas
Zauważyłam wiele jadu w komentarzach na różnych forach
skierowanych do ludzi, którzy nie mają już po dwadzieścia lat. Nie zapominajmy,
że nie tak dawno Polska, nie była taka jaką obecnie mamy. Teraz wydaje nam się,
że każdy zna angielski i jest taki „światowy”. Wybaczcie, ale to stwierdzenie
wydaje mi się najodpowiedniejsze: Gówno prawda. Wiele starszych od nas zna
podstawy angielskiego lub w ogóle go nie zna. Dla takich osób oglądanie filmu z
napisami jest męczarnią. Zamiast cieszyć się filmem, siedzą i trochę czytają,
trochę słuchają i po pewnym czasie zaczyna ich to po prostu nudzić. Wyobraźcie
sobie latynoską telenowelę z napisami zamiast lektora (dla mnie nawet z
lektorem latynoskie telenowele są katorgą ze względu na ‘powalającą’ grę
aktorską). Słowa płynące z ust jak z rwącego potoku, niezrozumiały język, do
tego dynamiczna akcja, same zawirowania i jeszcze do tego trzeba czytać, żeby
coś zrozumieć. Klik. Aż się w głowie kręci. Co z ludźmi starszymi? Byłam
naprawdę zaskoczona, że ludzie tak śmiało ich krytykują. Odzywki w stylu „Niech
starzy siedzą w domu i nie chodzą do kin, skoro nie lubią filmów z napisami”
pokazują jacy jesteśmy światowi i gratuluję autorom tych tekstów kultury
osobistej. Patrząc choćby na moją babcię, wiem, że film z napisami jest okropnym
pomysłem dla starszych osób. Po pierwsze wzrok już nie jest tak dobry, przez co
czyta się trochę wolniej, poza tym słuch też nie jest najlepszy, słów nie można
dać głośniej, a lektora tak. Filmu w obcym języku nie ma sensu dawać głośniej. Dzięki
lektorom, starsze osoby po prostu mogą oglądać filmy.
Ambicja czy snobizm?
Snobizm. Wiem, że większość, zwłaszcza młodych ludzi, chwali
się tym, że ogląda filmy w oryginale. W tym akapicie postanowiłam odnieść się
do kilku komentarzy, których z powodu tragicznej ortografii i niecenzurowanego
słownictwa nie będę cytować. Jedna osoba stwierdziła, że tylko ludzie, którzy
nie potrafią czytać, chcą oglądać filmy z lektorem. Są oni analfabetami, nie
lubią książek i nie są inteligentni. Bardzo mnie rozbawił ten komentarz. Często
oglądam filmy z lektorem i nie czuję się przez to tępa lub nieoczytana. Za to
znam osoby, które oglądają filmy z napisami, a książki w życiu nie przeczytały.
Mam doskonały przykład snobizmu. W
szkole miałam nauczyciela języka angielskiego, który kochał oglądać filmy w
języku angielskim z angielskimi napisami. Pominę, że kwestie aktorów swoje, a
napisy swoje. Od czasu do czasu pojawiały się trudne słowa, więc prosiliśmy
nauczyciela o wytłumaczenie. Nie wiedział. Mówił, że to nieistotne. Kilka razy
zdarzyło się, że w ogóle nie zrozumiał filmu. Nauczyciel angielskiego. Ale
przecież to takie inteligentne oglądać film w oryginale. Osobiście nie uważam,
że oglądanie filmu w oryginale jest głupie, ale nie mogę znieść kiedy ktoś się
tym chwali, a intelektem nie grzeszy. Tak się zastanawiam po co ludziom w takim
razie te napisy? Przecież są tacy mądrzy. Skoro są tacy świetni w angielskim,
to po co im słowa na dole ekranu? Niech słuchają i chwalą się tym, że rozumieją
bez tłumaczenia. I napisy i lektor to tłumaczenie. Jedyna różnica jest taka, że
z lektora skorzysta więcej ludzi i to nie tylko ze względu na wygodę, ale
również z innych powodów, jak wiek, nieznajomość języka obcego, niechęć do
rozpraszania się. Jeden z komentujących słusznie zauważył, że napisy bardzo
rozpraszają, rzeczywiście, nawet gdy film leci po polsku, ale są napisy dla niesłyszących,
to mimowolnie czytam (nie mam pojęcia czy z ciekawości co jest napisane czy po
prostu moje oczy podążają za napisami), a potem mało wiem z filmu, bo zamiast
śledzić film, śledzę napisy.
Co mają do tego politycy?
Jak zwykle nasi politycy są tak zapracowani, że uczepili się
kolejnej, jakże ważnej sprawy. Oczywiście nie ma ważniejszych. Posłowie PSL
chcą dać widzom możliwość wyboru czy język oryginalny czy napisy. Oświećcie
mnie, ale wydaje mi się, że mamy już taką możliwość. Na wielu telewizorach są
funkcje wyboru czy oryginał czy napisy czy bez. Płyty DVD również oferują
możliwość wyboru, nawet innych języków. O co, więc chodzi? Według posłów lektor
przeszkadza w nauce języka i napisy powinny być obowiązkowe. Chętnie
wymyśliłabym kilka projektów nakazujących przymusową naukę języków obcych oraz
języka ojczystego posłom. Coś mi się wydaje, że to oni bardziej potrzebują
dodatkowych pomocy naukowych, bo nawet nie potrafią się wysłowić reprezentując
nas na arenie międzynarodowej. Moim
zdaniem posłowie jak zwykle sprytnie odwracają naszą uwagę. Oni zajmują się
bzdurami, a my nie mamy już sił na to patrzeć.
Chciałabym na koniec powiedzieć, że każdy powinien decydować, który film w
jakiej wersji chce oglądać. Jedni wolą napisy, inni lektora, a jeszcze inni
wersję oryginalną bez napisów. Bez względu na to jaki wariant wybierzecie
najważniejsze jest żeby film zrozumieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz